Henryk Sienkiewicz
QUO VADIS
Skończywszy wreszcie ułożoną poprzednio pieśń, [Neron] począł improwizować, szukając wielkich porównań w widoku, który się przed nim roztaczał. […]
Po krótkiej chwili milczenia zawrzała burza oklasków. Lecz z oddali odpowiedziało mu wycie tłumów. Teraz nikt już nie wątpił, że to cezar rozkazał spalić miasto, by sobie wyprawić widowisko i śpiewać przy nim pieśni. […]
Nero zwrócił się do Tygellina:
– Czy mogę liczyć na wierność żołnierzy?
– Tak, boski! – odpowiedział prefekt.
Lecz Petroniusz wzruszył ramionami.
– Na ich wierność, lecz nie na ich liczbę – rzekł. – Zostań tymczasem tu, gdzie jesteś, bo
tu najbezpieczniej, a ten lud trzeba uspokoić.
Tegoż zdania był i Seneka, i konsul Licyniusz. Tymczasem w dole wzburzenie rosło. Lud
zbroił się w kamienie, w drągi od namiotów, w deski z wozów i taczek i w rozmaite żelaziwo. Po niejakim czasie kilku z przywódców kohort przyszło z oznajmieniem, że pretorianie1, napierani przez tłumy, zachowują z największym wysileniem linię bojową i nie mając rozkazu uderzenia, nie wiedzą, co czynić.
– Bogowie! – rzekł Nero. – Co za noc! Z jednej strony pożar, z drugiej rozhukane morze ludu. […]
– Panie – odpowiedział niepewnym głosem Tygellin – ja zrobiłem wszystko, co mogłem, ale niebezpieczeństwo jest groźne… Przemów, panie, do ludu i poczyń mu obietnice.
– Cezar miałby przemawiać do tłuszczy2? Niech to uczyni inny w moim imieniu. Kto się tego podejmie?
– Ja! – odrzekł spokojnie Petroniusz. […]– Idź, przyjacielu! Tyś mi najwierniejszy w każdej potrzebie… Idź i nie szczędź3 obietnic.
Petroniusz, stanąwszy u stóp arkad, kazał sobie podać białego konia i siadłszy na niego, pojechał na czele towarzyszy przez głębokie szeregi pretoriańskie ku czarnej, wyjącej tłuszczy, bezbronny, mając w ręku cienką laskę z kości słoniowej, którą się zwykle podpierał.
I przyjechawszy tuż, wparł konia w tłumy. […] Rozszalała fala wnet otoczyła jego i orszak, za nią widać było istotnie jakby morze głów, ruchome, kotłujące się, straszne.
Wrzaski wzmogły się jeszcze i zmieniły się w nieludzki ryk; drągi, widły, a nawet i miecze chwiały się nad głową Petroniusza, drapieżne ręce wyciągały się ku cuglom jego konia i ku niemu, lecz on wjeżdżał coraz głębiej, zimny, obojętny, pogardliwy. Chwilami uderzał laską po głowach najzuchwalszych, tak jakby torował sobie drogę w zwykłym ścisku, i ta jego pewność, ten spokój zdumiewały jednakże rozhukaną tłuszczę. Poznano go wreszcie i liczne głosy poczęły wołać:
–Petroniusz!Arbiter elegantiarum!4 Petroniusz!…[…]
Wówczas wyprostował się na koniu i począł mówić donośnym, spokojnym głosem:
– Obywatele! Niech ci, którzy mnie usłyszą, powtórzą słowa moje tym, którzy stoją dalej,
wszyscy zaś niechaj się zachowają jak ludzie, nie jak zwierzęta w arenach.
– Słuchamy! Słuchamy!…
– Zatem słuchajcie. Miasto zostanie odbudowane. Ogrody Lukulla, Mecenasa, Cezara
i Agrypiny będą dla was otwarte! Od jutra rozpocznie się rozdawnictwo zboża, wina i oliwy, tak aby każdy mógł napełnić brzuch aż do gardła! Potem cezar wyprawi wam igrzyska, jakich świat nie widział dotąd, przy których czekają was uczty i dary. Bogatsi będziecie po pożarze niż przed pożarem!
Odpowiedział mu pomruk, który rozchodził się tak od środka na wszystkie strony, jak rozchodzą się fale na wodzie, w którą wrzucił ktoś kamień: to bliżsi powtarzali dalszym jego słowa. Potem tu i ówdzie ozwały się okrzyki gniewne lub potakujące, które zmieniły się wreszcie w jeden powszechny, olbrzymi wrzask:
– Panem et circenses!5…
Henryk Sienkiewicz, Quo vadis, Wrocław 2002.
1 Pretorianie – żołnierze gwardii przybocznej cezara.
2 Tłuszcza – tłum; tu: pogardliwie o protestujących mieszkańcach Rzymu.
3 Nie szczędzić – tu: nie ograniczać.
4 Arbiter elegantiarum (łac.) – autorytet w sprawach mody, elegancji i dobrego smaku.
5 Panem et circenses! (łac.) – „Chleba i igrzysk!” – zawołanie rzymskiego ludu domagającego się darmowego wyżywienia i rozrywek.
0 komentarzy